Większość młodych ludzi ma w głowie jakiś obraz przyszłości: skończyć szkołę, poznać kogoś, z kim chciałoby się spędzić resztę życia, znaleźć dobrą pracę, mieszkanie (na kredyt) i mieć dzieci

Moja historia zaczyna się dobrze i w zasadzie dobrze się kończy, ale abym to zrozumiała, musiało minąć trochę czasu.

Miałam 23 lata, rozpoczęte bardzo dobre studia, własną firmę, kochającego męża i wymarzone dziecko w drodze. Idealny obrazek? Mój świat zmienił barwy pewnego letniego dnia, gdy lekarka ze zmartwioną miną oznajmiła, że nasz nowonarodzony synek jest chory, wymaga operacji i dalszej specjalistycznej opieki.

Poddać się czy działać?

W takiej sytuacji są dwa wyjścia: można się kompletnie załamać lub zmobilizować do działania. Ja na szczęście wybrała tę drugą drogę, ból zmieniłam w determinację i wolę działania. Pierwszy rok pamiętam jak przez mgłę. Lekarze, terapeuci, szpitale, i tak w kółko. Dla mojego synka porzuciłam studia, zamknęłam firmę i w stu procentach zaangażowałam się w opiekę nad nim. Z czasem poczułam, że w tym wszystkim zatraciłam własną osobowość. Bezwarunkowa miłość do mojego dziecka była dla mnie wszystkim, ale mimo to czułam, że w moim życiu powinno dziać się coś jeszcze. To takie uczucie samotności i niewyjaśnionej pustki, które – jak mi się wydaje – może poczuć tylko rodzic niepełnosprawnego dziecka. Ukłucie bólu gdzieś w środku, w lekarskiej poczekalni, gdy zostaje się samemu ze swoimi myślami.

Pewnego dnia, przechodząc ulicą, przypomniałam sobie o uczelni, którą miałam właściwie po drugiej stronie ulicy i którą ukończył kiedyś mój mąż. Decyzję o zapisaniu się na studia podjęłam bardzo spontanicznie i jak się okazało – bardzo trafnie. Już od pierwszego zjazdu poczułam, że to jest to, co powinnam zrobić od razu po zdaniu matury. Weszłam ponownie w studencki rytm, przypomniałam sobie smak studiowania, poznałam ciekawych ludzi i po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam, że „sky is the limit”.

Studenci Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi

Wiele osób pyta: jak ty to wszystko robisz? Zajmujesz się synem, czuwasz nad jego rehabilitacjami, terapiami, lekarzami, organizujesz turnusy, a do tego jeszcze twoje studia. Jak daję radę? Na początku sama byłam przerażona nadmiarem obowiązków, jakie dołożyłam sobie, zostając ponownie studentką. Na szczęście moje obawy były niepotrzebne. Dobry plan, energia i chęć dokonania zmian zrobiły swoje. Pierwszy raz od diagnozy synka spędzałam czas wśród świetnych, twórczych i życzliwych ludzi, których nie poznałam na szpitalnym korytarzu czy wśród grup terapeutycznych.

Kiedy urodził się Kuba, myślałam, że to już koniec naszego dotychczasowego życia. Cieszę się, że bardzo się wtedy myliłam. Samo studiowanie było dla mnie pewnego rodzaju terapią, dzięki której narodziłam się jeszcze raz. Chęć samorealizacji ciągle rośnie we mnie w siłę. Czy tak sobie wyobrażałam moje życie cztery lata temu? Nie, ale gdybym miała cofnąć się w czasie, to nie zmieniłabym w tym okresie ani jednej sekundy na inną. Gdyby nie moje dziecko, pewnie poszłabym zupełnie inną ścieżką życia. Czy lepszą? Tego nie wiem. Zdecydowanie mniej wypełnione uśmiechem, szczęściem, miłością, kreatywnością, możliwościami oraz mnóstwem wydarzeń, w którym miałam przyjemność uczestniczyć, od kiedy rozpoczęłam studia.


JAK SIĘ NIE PODDAWAĆ? – POZNAJ HISTORIĘ CLEO ĆWIEK


Życie może być piękne

Samo posiadanie dziecka i studiowanie jest dość problematyczne z uwagi na brak czasu, ale uważam, że jest to kwestia chęci, samozaparcia i dobrej organizacji. I choć piszę ten tekst o godzinie 1:00 w nocy, tak jak większość moich prac na studia, to przepełnia mnie ogromna satysfakcja, bo wiem, że mój syn będzie mógł to kiedyś przeczytać. Będzie mógł być ze mnie dumny, ponieważ się nie poddałam.

Wychowywanie dziecka z jakąkolwiek niepełnosprawnością nie jest udręką, razem z jego pojawieniem się na świecie, ten świat się nie kończy. Życie nie skończyło się wraz z jego pojawieniem się na świecie. Toczy się dalej. I jest piękne. Mój syn każdego dnia uczy mnie, że ciężką pracą, walką, a przede wszystkim wiarą w siebie można osiągnąć zamierzony cel. Życzę sobie oraz wszystkim innym rodzicom, którzy mają trudniejsze życie niż pozostali, prawa do własnego szczęścia, do bycia sobą.

Studenka Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi

To nie jest koniec świata

Dołącz do dyskusji

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *